wtorek, 27 stycznia 2015

Ronnie:Rozdział 1

-Kolacja ! -usłyszałam miły głos mamy dochodzący z kuchni. Zeszłam po schodach i zobaczyłam pięknie zastawiony stół. W końcu mama ma swoja restaurację i jest szefem kuchni. Kolacje niekiedy jemy w trojkę, (tak jak dziś ) bo mój starszy o rok brat Vin ma treningi hokeja. Po kolacji pomogłam mamie posprzątać i poszłam do swojego pokoju.-Musze jeszcze powtórzyć biologię i chemię-wyszeptałam.
Zasnęłam dosyć późno, bo myślałam o pewnym chłopaku, który chodzi do mojej szkoły. Jest wysokim, przystojnym brunetem o niebieskich oczach.

-Oo 7 -wyszeptałam patrząc na wskazówki zegara. Sięgnęłam po ubrania do szafy i poszłam do łazienki. Zbiegłam po schodach,pytając się mamy co jest na śniadanie.
-Tosty-powiedziała mama, jak zwykle miłym głosem.
-Zawieźć cię do szkoły?- zapytał tata wyciągając sok z lodówki.
-Jeśli to nie problem, to tak.
-Przy okazji cie odwiozę i pojadę do kancelarii.
Mieszkam z rodziną na obrzeżach Londynu i jest tu tylko jeden autobus, który przejeżdża obok mojej szkoły. Gdy zjadłam śniadanie pobiegłam do łazienki, a potem do pokoju po rzeczy. Zeszłam na dól. Tata był już gotowy do wyjścia, wiec ubrałam się szybko i wyszliśmy. Do szkoły jadę około 15 minut.
-Pa tato-powiedziałam wysiadając z samochodu. Szłam w kierunku wejścia do szkoły.
-Letty ! -usłyszałam głos Mii. Na imię mam Ronnie, ale większość mówi do mnie Letty. Nie wiem dlaczego. Po prostu pewnego dnia nazwała mnie tak Mia i już tak zostało.
Odwróciłam sie i zobaczyłam Mie biegnącą w moja stronę z kijem hokejowym i torba treningową.
Tak moja najlepsza przyjaciółka trenuje hokeja i jest kapitanem drużyny. Przywitałam się z nią i poszłyśmy na lekcje.
-Pierwsza mamy chemię z panem Stathamem-powiedziała Mia.
-Więc chodźmy.

-Chodź ze mną do szafki- powiedziała Mia.
-Okej.
Szłyśmy korytarzem i zobaczyłam chłopaka, który mi sie podoba. Przeszedł patrzac mi prosto w oczy.
-Ale on przystojny- powiedziałam do Mii
-Jego kumpel tez, ten o rok starszy.
Patrzył na mnie tak... tak cudownie, pomyślałam.
-Ma śliczne niebieskie oczy.
-Kto? Jego kumpel?
-Nie, on-pokazałam na niego, tak żeby nie widział.

Wyszłyśmy ze szkoły.
-Ronnie?-usłyszałam głos pani Michelle Rodriguez, nauczycielki matematyki .Odwróciłam się.
-Tak?-zapytałam
-Jesteś dobra z matematyki i pomyślałam czy mogłabyś pouczyć Dean'a McMullen'a? Słabo mu idzie i nie chciałabym mu wystawić 1 na pierwszy semestr. Jest w twoim wieku, tylko chodzi do innej klasy. To jak ?
-A kiedy mam go uczyć?
-Jutro po lekcjach. Kończycie o tej samej godzinie .
-Dobrze.
-To jutro o 13:25 w sali 12. Przekaże mu to jeszcze dzis i dopilnuje zeby sie zjawił.
-Dobrze. Do widzenia
-Dziękuje Ronnie. Do widzenia.

-Ciekawe kto to ten Dean McMullen?-zapytała Mia
-Sama nie wiem. A jeśli chodzi o ta imprezę, to co robimy?
-Hm... Masz duży dom, basen, ogród, więc ?
-Nie wiem czy to dobry pomysł.
-No pewnie ze dobry. Może zaprosimy twojego przystojniaka?
-Po pierwsze nie jest mój, po drugie nawet nie wiem jak sie nazywa, a po trzecie pewnie i tak nie będzie chciał przyjść.
-No coś ty. Pewnie ze będzie chciał.
-No nie wiem. Przyjedzie po mnie tata, podwieźć cię ?
-Jasne, jak nalegasz.

-A ty nie idziesz ?-zapytałam taty wychodząc z samochodu
-Mam jeszcze jedno spotkanie, będę za godzinę. Pa kochanie.
-Pa tato-uśmiechnęłam się do taty szukając kluczy. Gdy weszłam do domu poczułam piękny zapach.
-To pewnie mama- pomyślałam. I tak tez było, to mama przygotowywała swój nowy przepis.
-Cześć mamo.
-Witaj kochanie. Jak było w szkole?
-Dobrze, jutro wrócę trochę później, bo obiecałam pani Rodriguez, że pouczę jakiegoś chłopaka matematyki.
-To miło z twojej strony. A teraz umyj ręce i siadaj do stołu.
-A Vin jest?- zapytałam mamy myjąc ręce.
-Tak na górze. Vin obiad !




niedziela, 25 stycznia 2015

Prawdopodobnie jeden z najnudniejszych postów jakie dodam :) (1)

,,Temat rozprawki - Opisz siebie, macie na to zadanie aż 40 minut ” – Powiedziała pani Giselle zaczynając lekcję. Więc wzięłam długopis i z wyjątkową łatwością zaczęłam pisać: ,,Mam na imię Meghan ale wszyscy mówią do mnie Mia, ponieważ tak mam na drugie imię. Urodziłam się w 1998 r. Odkąd pamiętam mieszkam w cichej okolicy na obrzeżach Londynu. Kiedy miałam 7 lat zaczęłam grać w hokeja co stało się moją największą pasją. Kocham sport i muzykę. Nie lubię się uczyć ale co ciekawe moje oceny są całkiem dobre. Mam dwie przyjaciółki w klasie ale o wiele więcej łączy mnie z moją obecną drużyną hokejową której jestem kapitanem. Moją przyszłość bardzo chcę połączyć ze sportem, ponieważ chyba nie dała bym rady siedzieć 9 godzin przy biurku.”- Kurde, jakoś mało tego wyszło… Dobra nieważne, jest czwartek więc każdy i tak myśli już tylko o weekendzie albo o piątkowej imprezie na którą się wybiera. Co do imprez, pasują mi tylko piątki ewentualnie wieczorne weekendy, dlaczego?
Jak już się pewnie domyślacie większość czasu wolnego zajmują mi treningi mam je od poniedziałku do czwartku o godzinie 16:30, w piątki trener nam odpuszcza a w weekendy treningi są od 11:00-13:00 więc nie mogę narzekać na brak wolnego czasu. To tyle o mnie. J
PIĄTEK    6:30- Dzwoni budzik… Wstaje, jem szybkie śniadanie, ubieram się i lecę na autobus który zabiera mnie z przystanku o 7:37. Do szkoły jadę około 10/15 minut. W tym czasie mam chwilę na powtórkę materiału na kartkówki itp. Dojeżdżam do szkoły i zaczyna się rutyna…
,,Mia, Mia !”- Usłyszałam wchodząc do szkoły. Podbiegła do mnie Letty z zaproszeniem na ,,imprezę życia”. Spytałam o szczegóły i powiedziałam że na pewno się zjawię. Letty, jak zawsze z promiennym uśmiechem, odwróciła się i pobiegła rozdawać kolejne zaproszenia J Uwielbiam Letty, jest moją najlepszą przyjaciółką, a co najważniejsze nawet po przegranym meczu potrafi mnie pocieszyć (a uwierzcie mi, że nie jest to proste) Po władowaniu rzeczy do szafki która jak zawsze nie chciała się zamknąć, poszłam na historię, oczywiście spóźniłam się no bo przecież walczyłam z szafką... Po zajęciu miejsc Letty jak zawsze zaczęła opowiadać historie życia. Tak się śmiałyśmy że dziwiłam się panu Jeremiemu jak on z nami wytrzymuje J Matematyka była luźna, powtarzaliśmy stare materiały a 20 minut lekcji było wolne (jak co piątek). Uwielbiam piątkowe lekcje za to że nic nikomu się nie chcę i każdy myśli tylko o popołudniu oraz do kogo iść na imprezę.
 Koniec lekcji… Nareszcie ! Nie śpieszyłam się bo autobus miałam dopiero o 14:50 a lekcje kończyły się o 14:20, więc postałyśmy przed szkołą z Letty, Nicole i Jane. Letty znowu zaczęła opowiadać wszystko w taki sposób że straciłyśmy poczucie czasu i prawie spóźniłam się na autobus. A przecież za niecałe 3 godziny impreza mojego życia!!! Czuję, że będzie świetnie, oby… 

sobota, 17 stycznia 2015

Demetria: rozdział I

DEMETRIA 

-Kurwa znowu się spóźnię- wzięłam z nocnej szafki  telefon,  na wyświetlaczu były dwa nie odebrane połączenia.Oczywiście budzik był ustawiony ale nie zadzwonił. 
Zegarek pokazywał 9.00.Pięknie  kolejny raz nie będzie mnie na fizyce. Zawsze wiedziałam, że nie opłaca się chodzić na niedzielne imprezy,które kończą się o 2 w nocy. Po moich przemyśleniach w końcu wstałam z łóżka. Chwyciłam naszykowane ciuchy, czarną bluzkę i tego samego koloru rurki, do tego beżowy żakiet. Pobiegłam do łazienki. Moje ciemne włosy były w nieładzie. Szybko się ogarnęłam, wzięłam prysznic, zrobiłam fryzurę i makijaż. Mam 25 minut do następnej lekcji. Chwyciłam torebkę i ruszyłam w stronę kuchni. Uznałam że tym razem nie mam czasu na śniadanie więc tylko wyjęłam sobie energetyka. Ubrałam moje ulubione czarne szpilki i wyszłam z domu. Jak zdążę na 3 lekcje dzisiejszego dnia to będzie cud.   

***
-Czy ty zawsze musisz się spóźniać w poniedziałek? -Usłyszałam za swoim plecami głos 
Lodo kiedy akurat wyciągałam książki z szafki. 
-Dzień dobry. Ciebie też bardzo miło widzieć.- Odwróciłam się w jej stronę i dałam buziaka w policzek.
-Tak, tak dzień dobry, miło cie widzieć a teraz odpowiedz mi na pytanie.
-Nie nie zawsze, tylko w poniedziałki -Puściłam do niej oczko. 
-Chodźmy na te same imprezy a spóźniasz się tylko ty!
-Uspokój się przecież przyszłam.
-Masz rzeczy na prezentację?
-Chodzi ci i o te kartki co były na biurku? 
-Tak Demi o te kartki!
-Dudu zluzuj gacie mam je.- Uśmiechnęłam się do mojej przyjaciółki.
-Czy ty zawsze musisz sobie żartowac o rzeczach, które są dla mnie ważne?-Zrobiła groźną minę a potem się uśmiechnęła-Jeszcze raz mnie tak przestraszysz a pożałujże.-Przyjaciółka wzięła mnie pod rękę i ruszyłyśmy  w stronę klasy.

                                             ***                                     
Wreszcie przyszła pora na lunch. Nałożyłam sobie na tackę kawałek mojego ulubione jabłecznika i zimną herbatę. Zauważyłam, że przy stoliku siedzi cała moja ekipa. Ruszyłam w tamtą stronę by zająć moje miejsce pomiędzy Lodovicą a Cassie. Odkąd pamiętam trzymaliśmy się razem szóstkę. Ja, Lodo, Cess, Matthew, Victor i Susanne. Tylko, że teraz Sue nie ma bo musiała wyjechać do taty. 
-Jak wam poszedł projekt?-Usłyszałam pytanie zadane przez Matta kiedy usiadłam do stolika. 
-Dostałyśmy piątki-Poklepała mnie Dudu po plecach. 
-Tak ale najpierw dostałam ochrzan, że nie było mnie na wcześniejszych lekcjach ale przecież przyszłam na tą pieprzoną biologię.-Uśmiechnęłam się. 
-Ważne że się pojawiłaś.
-No wiem, gdyby nie projekt to bym nie przyszła. Przynajmniej bym się wyspała. 
-Ile razy mam ci powtarzać, że powinnaś przestać chodzić na imprezy a nie na lekcje?-Usłyszałam głos Sue. 
Wstałam, dobre powiedziane, wyskoczyłam z krzesła jak oparzona i rzuciłam się jej w objęcia. 
-Kiedy wróciłaś?-Powiedziałam ze łzami w oczach, nie widziałyśmy się już dwa miesiące a wcześniej spotykałyśmy się codziennie. 
-Dzisiaj, nawet nie byłam jeszcze w domu.-Reszta osób dołączyła się do naszego uścisku. W końcu jesteśmy znowu razem. Kiedy skończyliśmy się witać z powrotem usiadaliśmy do stolika. 
-Oczywiście przyjdziesz na dzisiejszy trening cheerleaderek?-Zapytała Dudu. 
-Jasna sprawa.Muszę zobaczyć czy Demi nadal spisuję się dobrze w roli kapitana drużyny. 
-Susanne oczywiście, że się dobrze spisuje. Ja zostałam do tego urodzona- Zaśmiałam się i dałam jej buziaka w policzek. 
-Tak, tak wiem. A poza tym czy dobrze pamiętam, że w tym samym czasie nasza męska reprezentacyjna drużyna piłki nożnej ma trening? 
-Zgadza się-Powiedziałam i automatycznie zrzedła mi mina. 




Mam nadzieję, że dzięki temu rozdziałowi udało Wam się trochę poznać moją bohaterkę i że kogoś udało mi się zaciekawić.   Bardzo będzie mi miło jeżeli zostawicie swoją opinię w komentarzu :)

środa, 14 stycznia 2015

Alice:Rozdział I :,,Dziewczyny mają pierwszeństwo"

Alice

 Kolejny raz obudziłam się w środku nocy. Często tak miałam… Sny. Chyba nikt, nie śnił o tak dziwnych rzeczach jak ja. I nie chodzi mi tutaj o jakieś moje fantazje, tylko o sny, które jednak coś znaczyły. I choć były bezsensowne, to w nich znajdowałam odpowiedzi na różne, najdziwniejsze pytania. Co oczywiście nie zmienia faktu, że nienawidzę ich, bo nigdy się nie wysypiam. Podniosłam głowę z poduszki i wzięłam do ręki telefon. 4:00. Dlaczego zawszę się budzę o pełnej godzinie ? Wiedziałam, że i tak nie zasnę, więc wstałam i podeszłam do biurka po moją mp4. Po cichu, żeby nikogo nie obudzić weszłam do łóżka i włożyłam do uszu słuchawki. Włączyłam sobie piosenkę Arctic Monkeys i myślałam o moim śnie. On nie był normalny. Po chwili powieki zaczęły mi ciążyć...



       *                            *                         *



-No nie jak to już 8…?-wyszeptałam do siebie, kiedy zadzwonił mój budzik.
Wygramoliłam się z łóżka. Wyszłam z mojego pokoju i zbiegłam po schodach do kuchni.
Rutynowe śniadanie – płatki z mlekiem. Nie mogłam się guzdrać, więc szybko zjadłam miskę kukurydzianych płatków i popędziłam do łazienki. Potrafię się szybko wyszykować do szkoły, wyćwiczyłam to, bo nigdy nie potrafiłam wstać na czas i zawsze musiałam się spieszyć. Potknęłam się o dywan w przedpokoju i wywróciłam się o mało nie uderzając głową w ścianę. Wstałam. Super… obiłam sobie łokieć.
Wybiegłam z domu i podążyłam w stronę przystanku. Autobus miałam o 8:43. Spojrzałam na zegarek. Zostały mi 2 minuty, więc troszkę przyspieszyłam. Nie każdy poranek tak wygląda, czasami mam dużo czasu i muszę siedzieć na przystanku 20 minut.
-Piękna zima w tym roku..-wyszeptałam, patrząc na bezlistne drzewa i zielone trawniki, po śniegu ani śladu.
Doszłam do przystanku i po chwili zobaczyłam mój autobus - oczywiście pusty. Rozsiadłam się na tylnych siedzeniach i wyciągnęłam zeszyt, żeby sobie jeszcze powtórzyć przed dzisiejszym sprawdzianem z biologii. Do szkoły nie miałam daleko, ale autobus zatrzymywał się po drodze na wielu przystankach i powoli się zapełniał.
-Ustąpisz mi miejsca, kochanie?- usłyszałam głos starszej babci, która stanęła obok mnie.
-Tak. Nie ma problemu.- wstałam z miejsca i uśmiechnęłam się do kobiety.
-Dziękuję ci bardzo.-odpowiedziała uśmiechem.
Odwróciłam się, żeby złapać się jakiejś rurki, nie chciałam się dzisiaj drugi raz przewrócić. I zobaczyłam, że patrzy się na mnie pewien chłopak. Zignorowałam go i powtarzałam definicję fotosyntezy.
-Usiądź.- powiedział ktoś do mnie i zobaczyłam tego chłopaka.
Wstał ze swojego miejsca i wpatrywał się we mnie.
-Nie dzięki postoję.-odpowiedziałam, patrząc w jego cudowne brązowe oczy.
-No proszę cię, myślisz że się czegoś nauczysz stojąc? Przy następnym hamowaniu złapiesz się czegoś, żeby się nie przewrócić i znowu zgubisz w środku notatki. Siadaj.
Popatrzałam na wolne miejsce. Jeszcze 10 minut drogi, a on ma w sumie rację. Czego ja chcę się nauczyć w takich warunkach?
-Dziękuję, ale poradzę sobie i tak za nie długo wysiadam.-Uśmiechnęłam się nieśmiało.
Zmieniłam zdanie, bo nie lubię jak ktoś tak mnie traktuje. To całe ,,dziewczyny mają pierwszeństwo” , jest najgorszą manierą, do której można się stosować. To ma udowodnić, że dziewczyny są słabsze, czy po prostu służyć chłopakom jako podryw ?
Chłopak już nic nie odpowiedział i poszedł na swoje miejsce. Próbowałam się uczyć. Faktycznie się nie dało. Złapałam się mocno rurki, kiedy autobus zahamował. Popatrzałam na chłopaka, a on uniósł brwi. Spojrzałam w zeszyt.
Powtarzałam w myślach następne definicje i starałam się zapamiętać jak najwięcej, bo zależało mi na dobrej ocenie z tego sprawdzianu. Jeszcze dwa przystanki.
-Miałaś podobno za niedługo wysiadać.- wystraszyłam się, bo ten chłopak nagle pojawił się za mną i powiedział to takim głosem jakby, za chwilę chciał mnie wziąć na ręce i posadzić na tym wolnym miejscu.
Popatrzałam za okno i powiedziałam:
-Bo wysiadam.
-Widzę.-odpowiedział.
Schowałam zeszyt do plecaka i czekałam na przystanek. Nareszcie.
Podeszłam do drzwi.
-Miłego dnia.- powiedział chłopak.
Wysiadłam z autobusu i udałam się w kierunku wejścia do szkoły.
Dziwny chłopak. Idąc przez szkolny korytarz próbowałam o nim nie myśleć, ale nie potrafiłam zapomnieć koloru jego wspaniałych tęczówek. Były niesamowite, magiczne. Nie często zdarzały mi się sytuację, że jakiś nieznajomy chłopak zagadywał do mnie. Ale co z tego ? I tak już go nie spotkam.




________________________________

Hej J
Nie chciałam się rozpisywać na początek J Mam pewne plany co do mojej historii i myślę, że może niektórych zaciekawić ^^ Albo mam nadzieję, że kogoś zaciekawi :D
Komentarze mile widziane, bo naprawdę motywują J

wtorek, 13 stycznia 2015

drew: capitulo uno



   - Drew, kochanie, wstawaj. - usłyszałam delikatny i upajający dźwięk, przez co przeciwnie, zachciało mi się spać jeszcze bardziej. - Mówię poważnie, tępa dzido, wstawaj. - tym razem usłyszałam rozbawiony i głośny głos Otworzyłam jedno oko, marszcząc przy tym śmiesznie nos i zaraz odnalazłam niebieskie oczy Lou. Uśmiechnęłam się promiennie. Louis Tomlinson jest moim ojcem., a właściwie moim przybranym ojcem. Zostałam mu ,,oddana'' przez moich biologicznych rodziców, którzy jednak nie byli gotowi na dziecko i musieli zająć się pracą. Za to Louis był już dobrze ustawiony jeśli chodzi o pracę czy pieniądze i naprawdę pragnął dziecka, którego mieć nie mógł. Wszyscy stwierdzili, że to dobry pomysł by to właśnie Lou miał mnie pod swoim dachem, nawet ja. Tak dokładnie, nie było żadnego buntu z mojej strony, kłótni czy nienawiści. Nie widziałam w tym żadnego sensu, po co być czyjąś kulą u nogi, jeżeli możesz być czyimś wszystkim? Oczywiście tęsknię za swoimi rodzicami, jestem tylko człowiekiem, ale często mnie odwiedzają. Poza tym mam miłość, szczęście i pieniądze. Po prostu od innej osoby. Co lepsze, dostaje to, czego mi się zapragnie. Czy jest to nowa torebka Prady czy zwykła książka. Mogę mieć wszystko. Wystarczy, że poproszę. Chociaż czasem nawet tego nie trzeba, jestem zasypywana prezentami z firmy Lou, od współpracowników Lou albo od samego Lou. Żyć nie umierać, prawda? Nie wspominam już o wszystkich luksusach i atrakcjach, które wiążą się z bycia dzieckiem Tomlinsona. W środę przyjęcie urodzinowe u Leonardo DiCaprio, w piątek czerwony dywan na gali AMA i leniwy weekend na jachcie, na Monako. To wszystko jest dla mnie zwykłą codziennością. Od razu sprostuję pewną rzecz - nie jestem jakąś bezduszną materialistką. Pieniądze i to wszystko nie są dla mnie najważniejsze, ale skoro je mam, dlaczego mam niby nie korzystać? Strasznie irytują mnie bogaci ludzie, którzy próbują udowodnić swój niesamowity kręgosłup moralny nie robiąc tych rzeczy, jakie robię ja z rodziną. To tak jak posiadanie jabłka i nie jedzenie go bo innym będzie smutno, że jesz jabłko. No przyznajcie, że to bez sensu. Nie znoszę również jak biedni albo po prostu posiadający przeciętny majątek ludzie mówią, że powinniśmy przeznaczyć pieniądze na coś istotniejszego niż to wszystko. Uroczyście oświadczają, że gdyby to oni mieli pieniądze to by je odłożyli na przyszłość i żyli przeciętnie lub oddawaliby je biednym i przeznaczali na cele charytatywne. Zwykłe pieprzenie. Też myślałam, że nie będę wydawać tych pieniędzy, ale taka jest ludzka natura. Grzechem by było nie pozwolenie sobie na wydawanie. Każdemu w końcu odbija. A argument z biednymi i celami charytatywnymi jest równie żałosny jak związek Justina Biebera i Seleny Gomez. Naprawdę. Czy ludzie poważnie myślą, że wydajemy wszystkie pieniądze na siebie? Odpowiedź brzmi nie. Miesięcznie wydajemy na potrzebujących tysiące czy też miliony, ale i tak będziemy snobistycznymi egoistami. Cudnie.
- Ile można na was czekać? Was nie ma, a śniadanie jest tak jak i moja sesja za 20 minut. - do mojego pokoju wparował roztrzepany mężczyzna z burzą brązowych loków na głowie. Harry, mój drugi ojciec. Dokładnie! Mam dwóch ojców! I naprawdę mi to nie przeszkadza, a odwrotnie - shippuje ich. Geje górą!
- Easy frajerze, właśnie obudziłem naszą księżniczkę, ciekawe czy dziś mi za to wleje? - mrugnął do mnie z tym swoim uśmiechem. Wstał i podszedł do Harry'ego owijając swoje ręce wokół jego torsu. Zauważyłam mały uśmieszek wyższego mężczyzny, a zaraz potem przyćmił go złożony na jego ustach pocałunek Louisa.
- Wiecie, że was toleruję, ale wynieście się stąd za nim ta mała scenka czułości zamieni się w coś gorszego, na co mimo wszystko, nie powinnam patrzeć w tym wieku, co? - posłałam im znaczący uśmiech, poprawiając swoją głowę na poduszkach.
- Morda w kubeł szczylu. - zaśmiał się Louis.
- Schodź szybko na dół, mój poranny żart nie może czekać. - powiedział Harry, wychodząc z mojego małego królestwa. Uniosłam swoje dość krzaczaste brwi do góry.
- Powiedz mi, że on żartuje teraz i nie ma żadnego porannego żartu okej? - wystękałam.
- Sorki mała, ale czym dłużej nie przyjdziesz, tym wymyśli gorszy dlatego rusz że tę dupę. - odpowiedział Lou, podążając za swoim chłopakiem.
Przygotowując się na najgorsze, wstałam z łóżka i podeszłam do swojej garderoby dokładnie ją przeglądając. Wybrałam aztecki kardigan, biały top i przetarte jeansy. Dorzuciłam do tego czarne botki, torebkę i jakieś zwykłe duperele, jak naszyjniki czy bransoletki. Położyłam wszystko na łóżku i ruszyłam w stronę łazienki. Wykonałam wszystkie swoje poranne czynności patrząc na efekt końcowy w lustrze. Przechyliłam głowę na bok i sięgnęłam po kosmetyki. Nie wyglądałam dzisiaj najlepiej. Nałożyłam na twarz podkład, korektor pod oczy, puder na policzki by podkreślić kości policzkowe i wytuszowałam rzęsy wcześniej nakładając na powieki brązowy cień. Na końcu poprawiłam swoje usta bladym odcieniem szminki. Byłam zwolenniczką mocnych makijaży. Znów spojrzałam do lustra i stwierdziłam, że teraz mogę spokojnie wyjść z domu. Opuściłam łazienkę i przebrałam się we wcześniej przygotowane ubrania. Po tym spakowałam do torebki wszystkie potrzebne książki, telefon, portfel i klucze i zeszłam na dół.
Weszłam do kuchni a zaraz po tym tego pożałowałam. Na blacie kuchennym siedział Louis, który wręcz pożerał usta Harry'ego i trzymał ręce wplecione w jego loki, zaś Harry położył swe ręce na pośladkach niższego. Jak wspomniałam, uwielbiam gejów, ale zaraz obok nich leżały na talerzu moje tosty francuskie. A na moich cudownych tostach, koszula Harry'ego.
- Ja pieprzę! - zakryłam rękoma swoje oczy robiąc parę kroków w lewo, w stronę drzwi wyjściowych.
- W tym domu, póki co tylko my możemy pieprzyć. - odkrzyknął do mnie Harry.
- Omg, wychodzę. - powiedziałam, dalej trzymając rękę na swoich oczach.
- Widzimy się o 17, Houston. - wymamrotał Lou pomiędzy pocałunkami drugiego mężczyzny.
- Tak, ubrani, mam nadzieję. - wyjąkałam. Otworzyłam drzwi i szybko wyszłam na dwór. Skierowałam się alejką do dużej bramy, która była poprzedzona placykiem. Na samym jego środku stała piękna fontanna z marmuru, a wokół niego były posadzone wysokie drzewa z których czasem zwisały światełka. Za nimi, po jednej stronie można było znaleźć basem a po drugiej stronie kryte boisko do siatkówki. Nawet jeżeli mieszkałam tu już jakiś czas, to zawsze robiło na mnie ogromne wrażenie. Przyznawałam się do bycia cholerną szczęściarą. Było pięknie, ale nie mogłam poświęcić więcej czasu na podziwianie gdy zobaczyłam czekającą na mnie limuzynę za bramą. Podbiegłam trochę i wsiadłam do samochodu.
- Hej Jack. - przywitałam się z szoferem.
- Witam, panienko Houston. - wyrecytował.
- Ile razy Ci powtarzałam, żebyś mówił Drew.
- Ależ to chłopięce imię, nie pasuje do panienki. - wywróciłam oczami. Ale miał rację, jedyne co mogłabym zmienić to swoje imię.
- Po prostu jedź. - westchnęłam, wyciągając swój telefon.
Zobaczyłam parę wiadomości na what's appie, oczywiście z naszej durnej konferencji.
Ashton: Suki, Malibu dzisiaj?
Jake: cipo, nikt nigdzie z tobą nie pójdzie czaisz??
Ashton: a kogo obchodzi twoje zdanie, pytam panie
Renn: brzmi całkiem zajebiście
Jake: ile ci zapłacił???
Ashton: pytanie brzmi ile Drew zapłaciła temu blond debilowi
Zaśmiałam się po cichu.
Drew: nic mu nie płaciłam, ogórasie.
Niall: a ja to wszystko widzę kretynie
Ashton: wyzywanie mnie od ogórasów?? i kretynów nie zrobi z was panów ciemności jakim jestem ja
Drew: ashti, nie jesteś panem ciemności
Renn: gdzie jest do cholery Emily???
Jake: ashti brzmi jak kucyk, podoba mi sie
Niall: hahahahahahhahahahhahahha
Jade: wtf horan
Ashton: to nie jest śmieszne debile
Renn: śmieszne jest twoje życie towarzyskie
Jade: lol on go nawet nie ma
Ashton: aha
Niall: hahahahhahahahahhahahahhahahhaha
Jake: ogarnij sie horan
Niall: to nie horan, to da craic!!!!!!!!!!!!!!
Drew: o nie może wróćmy do naśmiewania się z ashtiego
Ashton: koniec! zrywam przyjaźń :) do malibu pójdę z nowymi przyjaciółmi!!!
Jake: wymyślonymi?
Ashton: fuck off
Renn: dobra cioty koniec, pogadamy w szkole
Jake: ty i twoja kolezanka na dole to ciota
Renn: ????
- Panienko, jesteśmy na miejscu. - podskoczyłam słysząc głos Jacka, w pełni zagłębiona w rozmowę.
- Dziękuję, do domu wrócę sama. - oznajmiłam z uśmiechem na twarzy i wyszłam z limuzyny.
Ledwo zrobiłam dwa kroki a poczułam ogromne szarpnięcie na szyi a do moich nozdrzy dostał się zapach lawendy wymieszanej z papierosami. Jade.
- Dreeeeeeeeeeeew! - krzyknęła mi do ucha.
- Jade, chodź tu żółwico. - zaśmiałam się i przytuliłam ją jeszcze bardziej.
- Kiedy w ogóle wróciłaś z Nowego Jorku, co? Myślałam, że będziesz dopiero za tydzień, ale dobrze że jesteś. Jake ma się dziś bić z jakimś typkiem z piłkarskiej.
- Co? Po co i czemu? - uniosłam brew do góry, a ta uśmiechnęła się figlarnie.
- O Emily.
- Naszą Emily? - wytrzeszczyłam na nią oczy.
- Naszą cichą, spokojną Emily, tak.- powiedziała idąc w podskokach
- Dobrze wiemy, że cicha i spokojna nie jest, ale nadal.. Wow.
- Dokładnie, a teraz za nim te debile się zbiorą, opowiedz mi wszystko o Nowym Jorku. - usiadła na murku obok szkoły, wyciągając z torebki paczkę papierosów jagodowych. - Och, i daj mi ognia.

                                                          *~*
- Słuchaj Jake, masz mu przylać i to porządnie. Dobierał się do niej na sylwestrze, czaisz? - nakręcaliśmy go wszyscy.
- Dokładnie! Do parteru z nim! - krzyknęłam wskakując mu na plecy.
- Żeby kwiczał jakby mu chuja przyczasło! - dodała Renn wieszając mu się na ręce.
- Do Betlejem i z powrotem czaisz? - wydarł się Ashton, który na nic nie wskakiwał ani się na niczym nie wieszał bo uważał, że to pedalskie.
- Hahahhahahahahhaha. - Niall znów zaczął się śmiać.
- Horan, koniec. - powiedziała Jade przykrywając mu usta ręką. - Może papieroska, Jake?
- On jest sportowcem! - wydarł się Niall.
- Drew podobno też. - mruknęła.
- Cicho, bałwanie. - westchnęłam. - Gdzie jest ten cwaniak co, Jake?
- Nie zdziwimy się jak stchórzył dziku! - Ashton klepnął go po twarzy.
- Piłkarze kończą trening o 14. Kulista menda powinna zaraz być. - wymamrotał Jake. Cały dzień był podenerwowany, nie słuchał nawet na lekcjach a marzył tak samo jak ja o studiowaniu na Yale więc uznałam, że sytuacja naprawdę jest ciężka. Wszyscy dobrze wiedzieliśmy, że Jake czuł coś do Emily a ten mały piłkarzyk wszystko utrudniał. Tak było w Westance, wiadomo, że dostanie wpierdziel. Na jego szczęście, do bójki nie włączyła się cała nasza ekipa.
- Chyba idzie. - powiedziała Renn. Miała rację, zza rogu wyłonił się blondyn ze swoją świtą, nieco wyższy od Jake'a. Był w swoim stroju piłkarskim i zawieszoną torbą na ramieniu.
- No Jake, powodzenia mordo. - powiedzieliśmy wszyscy.
- Nie dziękuję. - powiedział z nieco sadystycznym uśmiechem i skierował się w stronę chłopaka. Nieco przerażające, ale to Jake. Wkurzony Jake. Wszystko normalne. Obserwowaliśmy jak Jake zaciska szczękę gdy ten drugi odkładał swoje rzeczy na bok i stawał na przeciwko niego. Wokół chłopaków zebrało się już dość spore stadko nastolatków oczekujących świetnego show. Wszyscy popadli w jakiś obłęd, krzyczeli i wymachiwali rękoma wykrzykując imię faworyta.
- Jake do cholery! Walnij mu w tę mordę! - krzyknął Ashton.
- Jak myślicie, kto wygra? - spytała Renn.
- To chyba oczywiste. - odparowała Jade.
- Jake go skopie i to ostro. Ma o co walczyć, co już robi z niego zwycięzce. - powiedział Niall z szerokim uśmiechem.
- Urodzony filozof - zaśmiałam się.
Niall miał własnie coś odpowiedzieć, kiedy Jake po prostu uderzył chłopaka pięścią w twarz na co tamten się zatoczył. A potem znowu. I jeszcze raz. Nim się spostrzegliśmy, chłopak leżał na ziemi okładany pięściami Jake'a.
- Dobra, odciągnijcie go! - krzyknęła jakaś dziewczyna z naprzeciwka.
- Jeszcze nie! - odkrzyknął jej Ashton z uśmiechem.
- Ashton, poważnie. On już nie daje rady. Wystarczy. - powiedziała Renn z lekkim przerażeniem na twarzy.
- Okej, księżniczko. - westchnął i razem z Niallem podszedł do dwójki awanturników skinając do swoich kolegów by mu pomogli.
- Jake, promyczku, wystarczy! - wyśpiewał Niall.
- Zamknij się.
- Mówimy poważnie, koniec tego. - poparł go Ashton z niezbyt zadowoloną miną po czym zaczął odciągać Jake'a od chłopaka na ziemi. Blondyn nie wyglądał zbyt dobrze. Z rozciętej wargi sączyła się krew, tak jak i z łuku brwiowego. Siniaków nie było jeszcze widać, ale byłam pewna, że za niedługo się pojawią.
- Nieco przesadziłeś. - powiedziałam do niego jak już do nas podszedł i przystanął obok mnie i Jade. Sam miał parę zadrapań z sączącą się z nich krwią i czerwonych śladów na twarzy.
- Tylko nieco. - uśmiechnął się obejmując nas. - To co z tym Malibu?
- Komuś się tutaj poprawił humor, co? - zagwizdał Ash.
Jake się zaśmiał i wszyscy poszliśmy w stronę parkingu.
- Gdzie są nauczyciele w takich sytuacjach? - spytała Renn.
- Nie byliśmy na terenie szkoły, albo nas nie widzieli. - odpowiedział Niall.
- Beznadziejna szkoła. - dopowiedziała Jade, a zaraz po tym poszliśmy w stronę swoich samochodów czy motorów, poprzednio umawiając się na 20 w Malibu.
Musiałam tylko przetrwać przyjęcie z Harrym i Lou, a to będzie trudne.


  dom i pokój Drew - http://privatekeymagazine.com/wp-content/uploads/2014/05/the-20-most-expensive-homes-for-sale-in-california.jpg  http://24.media.tumblr.com/1f1efd37be62df77e7d3222ea9bf11ca/tumblr_mygl9z6jpm1rtu8xbo1_500.jpg